wtorek, 12 listopada 2013

Kto nie chce mieć nadziei niech nie czyta

Uwaga, żeby nie było wykrzywień i rozczarowania.  Kto nie chce mieć nadziei niech nie czyta. 
Wbrew nadziei żywcie nadzieję Rzym 4:18
Jak często mówimy: "Mam nadzieję, że ...". czasem "nadzieja matką głupich", albo "nadzieja umiera ostatnia". Ja opowiem o swojej nadziei, stabilnej i mocnej,.której nie złamie żaden wiatr. Choć czasem po ludzku się chwieje, to jednak obawy szybko odchodzą, zostaje pewność. Moja nadzieja jest w Bogu. Ludzka nadzieja jest osadzona na bardzo słabych fundamentach, dlatego najbardziej skłaniam się do przysłowia "nadzieja matką głupich", tak. Ludzka nadzieja oparta na wierze w przypadki, w ludzi, jest złudna i ulotna.
Jaka mocna jest nadzieja? Nadzieja w Bogu. Wbrew wątpliwościom, wbrew "chłopskiej logice", wbrew przekonaniu, że się nie da. Najsilniejsza  i niezłomna. Oparta na wierze. 
Ja taką nadzieję mam



Taka nadzieja, daje mi siłę na przetrwanie cięższych czasów. Mam przekonanie, że już wkrótce nie będę miała kłopotów finansowych. Nie wierzycie? Postanowiłam wycofać wniosek o alimenty. Nie chcę, aby wyrokiem sądu mój syn miał nakazaną miłość dziadków. Oni nie wiedzą co tracą. A tracą. Niezgodnie z moją wolą, ale własnym życzeniem. Oboje z synem mamy nadzieję, pewność w sercu, że już niedługo będziemy w stanie zaradzić problemom finansowym nie tylko swoim, ale i innych. Jestem o tym przekonana. 
Wiem, ci, którzy nie wierzą w Boga żywego, który stoi cały czas przy nas, popukają się w czoło. Niech się pukają jak lubią. Ja osobiście nie przepadam, ponieważ często boli mnie głowa i nie potrzebujemy, ani ona ani ja, dodatkowych atrakcji. Więc pukajcie, wzruszajcie ramionami, nazywajcie mnie jak sobie życzycie (zdaję sobie sprawę, że też niepochlebnie, bo przecież sądzicie, że o Bogu się nie mówi, a wszystko jest wyłącznie waszą zasługą - no chyba, że jest porażka, to owszem szybko sądzicie Kto winny). Zajmijcie się pukaniem, a ja dowiodę już niedługo, w którymś swoim wpisie na blogu, że nie potrzebuję wsparcia finansowego, ale chętnie takiego wsparcia udzielę. Macie taką nadzieję? Nie, powiecie, że to niemożliwe. Ale ja wiem, że w Bogu, nie ma rzeczy niemożliwych. 
Może niektórzy powiedzą, że modlą się do Boga w pewnych sprawach, że gadają o swoich bolączkach over and over i na darmo. Załamała się ich wiara, albo wcale jej nie było. Tak często mówi się wtedy "Boga nie ma", "Bóg nie wysłuchuje modlitw". A ja powiem wam: Stop! Dlaczego nie wysłuchał tych modlitw? A może to, o co Go proszono, nie było potrzebne (jak to? ktoś odpowie - ja się modlę o nowy samochód, bo stary się rozwalił - a może starym nie rozwinąłbyś takiej prędkości i nie zabiłbyś kogoś na przejściu - uważasz, że Bóg nie widzi Twojej przyszłości?). Może być tak, że prosząc o coś, krzywdzisz świadomie lub nieświadomie drugiego człowieka. Może być tak, że jeszcze nie czas, żebyś otrzymał to, o co prosisz. A może, że nie otrzymałeś tego, bo Bóg szykuje Ci coś lepszego. A może nie dostałeś tego, o co prosisz, bo jednocześnie z modlitwą płynie przekonanie, że się nie uda? Że to niemożliwe? A może .... 
Czy kiedykolwiek ktoś zastanowił się, dlaczego właśnie jego modlitwa nie została wysłuchana? Że jego nadzieja tak mocno się chwieje? Że nie ma wiary we własną modlitwę i w Tego, w kogo rzekomo wierzy? 
Zastanówcie się a ceną, którą za to poniesiecie będzie nadzieja w Bogu. Mocne, niezachwiane przekonanie, które może nazwiecie przeczuciem. 

Ja zaś udowodnię wam to, że 
wbrew nadziei żywię nadzieję


Powiecie, że to tylko słowa ...
Mam dowody... 
Całe mnóstwo
I będę to sukcesywnie wpisywać
Jeden z nich to fakt, że:
Miałam zadłużenie w spółdzielni mieszkaniowej na 10.000 zł. Nie miałam nawet części tej kwoty. Postanowiłam sprzedać mieszkanie i się wyprowadzić. Dług miałam oddać 14 grudnia 2011 r. Była końcówka listopada. Wystawiłam ofertę na sprzedaż. Kobieta od nieruchomości stwierdziła, że nie ma szans na sprzedanie mieszkania przed Bożym Narodzeniem. I na pewno nie sprzedam za kwotę, za którą wystawiam. Sprzedawałam za 230 tysięcy złotych. 17 grudnia miałam wyjechać do zboru w Pabianicach. Był początek grudnia, kiedy wszyscy mówili, żebym się zastanowiła, jak napisać pismo do spółdzielni, aby nie oddali mieszkania pod młotek. Mimo ciągłych namawiań nie zrobiłam nic. Powiedziałam tylko, że 17 grudnia będę jechała do Pabianic nie tylko z oddanym długiem, sprzedanym mieszkaniem, ale i z wpłaconą zaliczką za mieszkanie, które sobie wybiorę. Reakcję innych możecie sobie tylko wyobrazić. 13 grudnia, w przededniu zapłacenia długu, agentka przyprowadziła klientów, którzy zdecydowali się kupić mieszkanie za 205 tysięcy. Niby fajnie, niby ok, ale po wpłaceniu 10.000 do spółdzielni zostawało zaledwie 195.000 na kupienie mieszkania. W Białymstoku niewiele się zarabia, ale za to kupuje się tak, jakby zarabiało się miliony. Pomyślałam sobie, dobrze, Boże, skoro ci państwo mają kupić, to niech tak będzie. Ale nie byłam jednak spokojna. Coś nie grało. Włączyłam komputer i gg. Nagle pojawiła się wiadomość od nieznanego numeru. Ktoś napisał, że chce kupić moje mieszkanie, za nieco mniejszą cenę, ale czy odpowiada mi 225.000 zł? 20.000 więcej niż tamci państwo. Jeszcze tego wieczoru, a prawie w nocy bo była prawie 23.00 podpisałam umowę sprzedaży. A rano 14 grudnia na moim koncie pojawiło się 10.000 zł, które zaniosłam do spółdzielni i spłaciłam dług. Miałam jeszcze 3 dni na kupienie mieszkania. Usiadłam do komputera i na tablicy.pl pierwszy link, który otworzyłam przeniósł mnie do ogłoszenia, że ktoś sprzedaje mieszkanie w Wasilkowie, pod lasem za 195.000 zł. 15 grudnia pojechałam zobaczyć mieszkanie, które nie dość, że było pięknie umiejscowione, to jeszcze kolory były takie, o jakich zawsze marzyłam. Właściciel mieszkania miał umówionych jeszcze klientów. Zawołałam syna i powiedziałam do niego: do tej szafki wkładam grosz, zobaczysz, że do nas wróci jak się tu przeprowadzimy. Mama namawiała mnie, żebym wpłaciła zaliczkę. Powiedziałam: Nie trzeba, to mieszkanie jest już nasze. 
16 grudnia zadzwonił do mnie właściciel mieszkania mówiąc, że wycofał ofertę ze sprzedaży i zdecydował się, że sprzeda je mnie. Dopiero wtedy po umowie przedwstępnej wpłaciłam zaliczkę. 
17 grudnia do Pabianic jechałam ze spłaconym długiem, sprzedanym mieszkaniem i kupionym nowym, do którego wprowadziłam się w lutym, choć nowy właściciel płacił już czynsz - powiedział, żebym się nie spieszyła, on poczeka. A sprzedający opuścił mi jeszcze 3 tysiące z kwoty zaproponowanej. 
Do końca nie straciłam nadziei - przekonania. 
A to dopiero jeden z dowodów. Mam na to świadków.
Jeśli chcecie wiedzieć, jak mieć taką nadzieję, to recepta jest prosta. Bóg daje wam wolność wyboru, niczego nie nakazuje. Kocha bezwzględnie i chce waszej wiary. Widzi wasze serca. A wy - otwórzcie umysły. To wystarczy.
Amen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz