czwartek, 31 października 2013

To dziś tak bardziej na wesoło

Kiedyś ktoś powiedział do mnie (pozdrowienia Miro), czy mnie można zostawić choć na chwilę i czy przez tę chwilę mogę się ponudzić? Odpowiedziałam: staram się, ale chyba nie. Nie dlatego, że nie lubię, ale do mnie po prostu zawsze przyczepi się jakaś przygoda. Przykład???


A nie, to nie ja. Chociaż i tak też było, ale wiele lat temu i nie w tak wielkim błocie. 
Sięgało mniej więcej do połowy drzwiczek i wyłaziło się przez szyberdach
Biust z racji wieku nieco mniejszy, dało się przecisnąć.


Całe mnóstwo
Proszę bardzo
Przygoda z niedzieli 27.10.2013. Pisane tego dnia, więc stąd jest mowa o "dziś"
Tak się zastanawiam, czy u mnie nie może być normalnie? Wyjechać, wyjść z psem siostry, która wyjechała na 1 dzień i wrócić? Ależ skąd. Absolutnie, nie. U mnie to od razu musi być materiał na powieść. Możemy zaczynać?
Zawsze jest dawno, dawno temu, ale nie w tym przypadku Dzisiejszego wieczoru siedziałam sobie w domku mym murowanym, błogo myśląc o tym, jak ja zacznę odpoczywać. Nagłe pikanie budzika w telefonie uświadomiło mi straszną prawdę. Miałam jechać do Białego wyprowadzić psa. Ogólnie lubię jeździć, ale nie wtedy, kiedy pali się rezerwa. Szybko policzyłam - ok, na tak krótką trasę paliwa wystarczy. Wsiadłam, pojechałam i .. niespodzianka. Zepsuty domofon, a tam wszystko jak na super nowoczesne osiedle, działa na elektronikę. UUU nowoczesność fajna, gorzej jak pieprznie. No i dziś akurat pieprznęło. Ja klucza do domofonu nie mam, przecie takoło nowocześnie. wprowadzasz kod i ziuu wchodzisz. Nie tym razem. Za chwilę dołączyła do mnie dziewczyna z malutkim dzieckiem w ręku w nosidełku, z pieluchami w reklamówce, płaszczem na ręku, z torbą z rzeczami dziecka i jej osobisty mąż pijany bez niczego w ręce, za to pełen uroku
Ja nie miałam klucza, ona szukała prawie klęcząc na kolanach, na ziemi w torbie, a on przełaził przez płot, cholera wie po co, mało się przy tym nie zabił. Dziewczyna wyciągnęła pęk kluczy i poprosiła mnie, czy mogę jej pomóc. Jam dusza pomocna, wzięłam i szukałam odpowiedniego klucza, dziewczyna kołysała dziecko, a ten jak dudek stał po drugiej stronie bramu. Obróciłam wszystkie klucze sztuk 10 w tę i z powrotem i nic, żaden nie pasuje. Myślę sobie, ok, ja mogę wrócić, ale ten pies biedny nie wyprowadzony, więc co? Ja też mam przełazić, w sumie ok. mogę, ale co ta dziewczyna? W bielutkiej sukience z maleństwem na ręku, Na szczęście przyszedł jakiś gość z sąsiedniej bramy i wpuścił nas tamtędy, ja wzięłam od dziewczyny kilka rzeczy i przez bramę obładowałam jej męża, mówiąc, żeby to wziął bo jej ciężko. Od niej wzięłam od niej płaszcz, bo bałam się, że gdzieś jej upadnie, po pół godzinie dostałyśmy się na górę. Wbijam kod do klatki, nic, pika, że nie ten. Nakrzyczałam na domofon i mówię do niego Nie bądź gupi, toć to ten. Chyba poniał, bo wpuścił. Na klatce nie mogłam zapalić światła bo nie chciałam pomylić z dzwonkiem, otworzyłam drzwi, pukam w kontakt, nie działa, ciemno jak u księdza pod sutanną. W ciemnościach nie mogłam znaleźć smyczy, wzięłam psa bez. Idę z tym psem i myślę, jak się wydostać z tego terenu. Ja przez płot owszem, ale dziękuję 40 kg owczarka niemieckiego przerzucać przez płot. Pudzian by się załamał, co dopiero ja. Włamałam do siostry samochodu i pilotem otworzyłam bramę, wyprowadziłam psa, potem znalazłam jeszcze jeden przycisk i okazało się, że z wewnątrz można bramę otworzyć, więc otworzyłam, jeszcze raz włamałam się do siostry samochodu, oddałam pilota i poszłam do samochodu, żeby wrócić do domu. Gorąco jak piorun było, zdjęłam kurtkę i na końcówce paliwa wróciłam do domu, zaparkowałam,, wzięłam siatę z zakupami i ... zaczęłam szukać kluczy. Zamarłam bo nie było, pomyślałam, że mogłam zgubić, bo zdejmowałam kurtkę i mogły wypaść, więc co na końcówce paliwa z powrotem,do Białego? Idę w stronę samochodu, ale pomyślałam,, że może są w torebce?
za chwilę znów zamarłam, nie miałam przy sobie torebki
wróciłam do samochodu i znalazłam torebkę
ale kluczy nie było
idę do domofonu zawołać syna, żeby chociaż zakupy ode mnie wziął, bo jak stanie mi samochód to dzięki. wolę z nimi nie wracać
idę, idę coraz wolniej i nagle cud. pamięć powróciła
sięgnęłam do kieszeni spodni - są klucze
a miałam wyjechać na chwilę, wyjść z psem i wrócić


Przygoda z dzisiaj, choć zapowiadało się tak pięknie. Nic, na spokojnie, bez żadnych nieoczekiwanych zmian miejsca i czasu. Ale nie, przecież nie może być normalnie. 
Byłam z siostrą w księgarni Matras, żeby odebrać książkę M. Zaczyńskiej Szkodliwy pakiet cnót, jak widać na załączonym obrazku



Od razu z racji, że jutro wolne bo ... nieważne, wolne, przyszły wieści, że sklepy będą zamknięte, dziecko głodne w mieszkaniu, trza przynieść wałówę.
Obładowana torbą wielkością chyba metr na metr, z jogurcikami (niech je licho weźmie) w promocji, trza wziąć, bo zdrowe przecie, do tego ciężary: wody, soki, cudeńka: oleje sezamowe, bazyliowe, bo do sałatek pyszotka, a i ciasta trzeba upiec, żeby i slodkości do jesieni dodać, to i proszek do pieczenia i inne takie. W aucie już jaja kurzęce czekały, ziemniaki na placki, jabłka na szarlotkę. Wiuuu można jechać do domu. Owszem można, siostra za kierownicą, ja z racji grawitacji wpadłam do samochodu wraz ze spadającą z ramienia torbą, to już tam zostałam. Szczerze wydostać się spod tego gamoła nie mogłam. Siostra zabrała mi kluczyki i jedziemy.
Jedziemy, jedziemy, je...dzie..my. Nagle coś pachnie. za mocno na mój gust. Ja węch mam niezły, mogłabym z labradorami na granicy stać i wywąchiwać narkotyki z TIR-ów. Niucham dalej, pachnie malinowo, jednocześnie cuś jakby przeciekało mi na spodnie. Zmartwiałam sięgam do torby, a tam ten !!!@#$$^%^T%^^^^ zdrowy jogurcik przedziurawił się i zawartość wyleciała do środka, środek nie wytrzymał, pociekło dalej, zatrzymało się na spodniach. Spodnie przeciekły ... w każdym razie. Mogłabym służyć jako hostessa reklamująca jogurciki malinowe - zapach, smak - wszystko na mnie. Kubeczków do degustacji by nikt nie potrzebował. Tak jak w tej piosence "Baby, ach te baby, człowiek by łyżkami jadł"


Ciemno w samochodzie, obie (siostra prowadzi) zaczęłyśmy przepakowywać zakupy. Za pomocą jednej chusteczki higienicznej (sztuk 1!!) wycieram pachnąco malinowo produkty. Chusteczka do prześcieradła niepodobna, szybko się zmęczyła i uparła się, że więcej nie wyciera. Przeciwnie, sama zaczęła oddawać jogurcik malinowy. Woniałam jeszcze bardziej jogurcikiem. Ryzykując zalanie telefonu owym zdrowym produktem, ślizgając się po wyświetlaczu palcem co nieco słodkim udało mi się zadzwonić do syna, krzycząc RATUNKU!! Leć na parking i bierz czyste torby, matka zalana malinowo, nie dam rady sama się wtoczyć na III piętro. Telefon nie wytrzymał presji i chciał się utopić w torbie, gdzie na dnie był ... jogurcik!! Uratowałam mu życie łapiąc telefon przed śmiercią. Łapiąc khm khm usmarowanymi od jogurcika łapkami. Do teraz pachnie malinkami, ale już wyczyszczony, Dotarłam do domu, położyliśmy zakupy na stole. I wiecie co?

NIGDY W ŻYCIU NIE KUPIĘ MALINOWEGO JOGURTU!! NEVER!!!  Są podstępne i złośliwe. Ja też będę. Kupię wszystkie inne, ale malinowemu mówię stanowcze VETO!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz