niedziela, 27 października 2013

Szczęśliwe dzieciństwo?

Tak często się słyszy, że ktoś miał szczęśliwe dzieciństwo, chce być znów dzieckiem. Takie słowa pojawiają się wtedy, gdy problemy przytłaczają, człowiek traci poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości. Brzmi znajomo, prawda?
Nie dla mnie. Nigdy nie chciałabym wrócić do swojego dzieciństwa, choć teraz z perspektywy czasu, mogę być losowi wdzięczna, że takie miałam. Nie byłabym taka, jaka jestem. Pewnie byłabym lepsza, nie tylko dla otoczenia, ale głównie dla siebie. Dziękuję jednak, że moje dzieciństwo wykształtowało mój charakter, że mimo tego, że czasem jest źle, to jednak nawet po ciężkim upadku, potrafię podnieść się z kolan i iść dalej. Mimo tego, co przeszłam i co niestety nadal przechodzę, choć ... dobra o tym później, to jednak jestem optymistką, potrafię zachwycić się pięknem, które zauważę nawet pod grubą warstwą brzydoty. Szkoda jednak, że nie mam poczucia własnego piękna, nie umiem ufać ludziom, którzy mówią o mnie dobrze i choć te słowa sprawiają mi ogromną przyjemność, to jednak ... nie potrafię odebrać tego, bez żadnego ale. Szkoda, że moje dzieciństwo zabiło mi poczucie własnej wartości.
Właśnie jako optymistka, jak wcześniej powiedziałam, umiem odwrócić, to co złe w stronę dobrą. Przez życie w fałszu i obłudzie, gdzie na zewnątrz każdy się uśmiechał, a w środku była zjadliwość, mam alergię na takie ludzkie zachowania. Całe życie wyrzucano mi, że pokazuję swoje emocje, oczywiście te złe, które powodują, że ludzie źle o mnie myślą, które powodują nienawiść do mojej osoby. Nie do końca to prawda. Złości nie umiałam ukryć, ale ukrywałam ból, zranienie. Nauczyłam się nakładać maskę


Płakałam nocą w poduszkę, albo w ręcznik przy lejącej się wodzie do wanny, nawet nie wiecie, jak to wręcz rozrywa płuca, radość maskowałam chowając oczy, bo po oczach najbardziej widać iskry radości i złości. współczucie zakrywałam szorstkością. Przy moich rodzicach zimna, przy siostrze zawstydzona, że nie umiem przy niej skutecznie nałożyć maski, choć i ją trochę oszukiwałam. Dlaczego tak robiłam? Dlaczego nie pokazywałam swojego prawdziwego ja? Żeby się nie odkryć, bo każdy cios tak bardzo bolał. A ciosy padały często. Nie tylko te fizyczne, ale też i psychiczne. 
Chociaż teraz minęło tyle lat, od momentu mojego dzieciństwa, to jednak nadal boli. Żeby sobie z tym poradzić nauczyłam się na wewnętrzny rozkaz przestać myśleć. Ale to nie leczy, tylko tłumi. I po jakimś czasie znów wyjdzie. 
Kiedyś ktoś, kto podał się za mojego przyjaciela, a chyba nim nie pozostał, zapytał mnie, czy miałam w życiu przynajmniej 1 dekadę w życiu spokojnego czasu, gdzie byłam sobą, a nie człowiekiem w masce. Nie. Nie miałam.
W wieku 7 lat zdarzyło się coś, co zaważyło na tym, że znalazłam i dopasowałam na małą wtedy jeszcze twarzyczkę maskę, którą założyłam. A w moim sercu zaczął budować się mur. Na pewno coś się działo jeszcze wcześniej, skoro tak nagle mi się wszystko ugruntowało, ale nie pamiętam. 
Może komuś wyda się to nieważne, jednak dla mnie to zaważyło na całym moim życiu. Pomagam ludziom, lubię to, ale o mojej pomocy nie dowiedzą się moi najbliżsi (chodzi o stopień pokrewieństwa). Nie mówię tu o synu, a siostrze prawdopodobnie powiem. Kiedyś spróbowałam powiedzieć rodzicom, niepotrzebnie. Usłyszałam to co zwykle, że jestem naiwna, że mi nikt nie pomoże i że nie stać mnie na pomaganie, więc niech ktoś mi za moją pomoc zapłaci. Już nie mówię.
Pewnie niektórzy się zastanawiają co się wtedy zdarzyło. Tę scenę mogłabym namalować. Mieszkałam jeszcze na osiedlu Antoniuk, kto z Białego, ten na pewno zna to osiedle. Była zima. Poszłam z moją mamą do apteki na ul. Ukośną. Moja mama miała długi kożuch, który, jak to było wtedy w zwyczaju, miał przyszyty do kołnierza, rękawów lisa. Jedynie inny był od pozostałych, ponieważ jeszcze na dole był nim obszyty. Stanęłyśmy w kolejce. Było dość dużo ludzi. wiadomo, wtedy aptek było o wiele mniej niż dziś. Stałam grzecznie, choć było mi gorąco i nudno, ale .. właściwie nie wiem co ale, grzecznie stałam i już. Nagle do apteki wszedł jakiś pijany facet, zaczął się rzucać, głośno mówić, hmm, raczej powiedziałabym bełkotać i zaczepiać wszystkich. Usiadłam na takie białe, plastikowe krzesełko, coś tam do mnie też mówił, ale nie zwracałam na niego uwagi, choć fakt, zatkałam nos. Nie podobał mi się zapach. Widocznie to pomogło, bo się odczepił ode mnie. Jednak zrobił coś, co spowodowało, że zapomniałam, że miałam być grzeczna. Moja mama całe życie bała się pijanych facetów, a ten facet podszedł do niej i zaczął coś gadać, głaskać po tych lisach. Zapaliła mi się czujka. Ludzie nie reagowali, a moja mama .. widziałam po jej oczach, bała się. Podbiegłam do faceta i z całej siły go popchnęłam. Zaczęłam na niego krzyczeć, żeby zostawił moją mamę. Facet wstał i chciał mnie złapać. Wzięłam to plastikowe krzesło i zamachnęłam się na niego. Nie wiem, czy bym w niego rzuciła, na pewno krzywdy bym mu nie zrobiła. takim plastikiem i siłą mięśni siedmioletniej dziewczynki. Dopiero wtedy ludzie go złapali i wyrzucili na zewnątrz. Moja mama nie zrobiła nic. Po prostu stała i patrzyła. A mnie ogarnął lęk. Dopiero wtedy. Nie bałam się pijanego, wściekłego faceta, bałam się mojej mamy, którą obroniłam. Ona nie powiedziała nic, wzięła mnie za kołnierz, jak niesfornego psiaka i wyprowadziła z apteki, uśmiechając się do ludzi, którzy chwalili mnie, że broniłam mamy i że jestem taka odważna. A ja widziałam tylko oczy mojej mamy, które patrzyły na mnie z zimnym obrzydzeniem. Wyszłyśmy z apteki, wtedy mnie puściła i bez słowa ruszyła przodem. Nawet na mnie nie patrząc. Biegłam za nią przez ten śnieg i trzęsłam się ze strachu. Dogoniłam ją, stanęłam z przodu i objęłam, mówiąc: Mamo, przepraszam. Odtrąciła mnie i zapytała, gdzie ona ma teraz chodzić do apteki, skoro narobiłam jej tyle wstydu. Na siłę ją zatrzymałam i prosiłam, żeby nic nie mówiła tacie. Czułam tak ogromne poczucie winy. Obiecała, że nie powie. Wróciłyśmy do domu. 15 minut później do pokoju zawołał mnie ojciec. Już wszystko wiedział. Oczywiście znał wersję mamy.
...
stałam jak słup soli. Nie miałam siły zaprzeczyć, nie pamiętam, czy dostałam lanie, czy reprymendę słowną. Pamiętam ich krzyk, głównie mamy. Wrzeszczeli, żebym coś im powiedziała, żebym się tłumaczyła. Podniosłam głowę i spojrzałam w oczy mamy. Powiedziałam tylko: Przysięgłaś mi, że nikomu nie powiesz. Nigdy więcej nic o mnie nie będziesz wiedziała, dowiesz się jedynie tych rzeczy, na które Ci pozwolę.

I tak jest do dziś. Chociaż bardzo ich kocham, bardzo mocno. To jednak ... Może gdybym ich nie kochała, byłoby mi łatwiej, może.. Ale to się nie zmieni.
I jeszcze jedno, choć taki historii było i jest całe mnóstwo
Moi rodzice, doskonale zablokowali swoje wspomnienia z przeszłości. Nie pamiętają faktów, że nas bili, upokarzali  i twierdzą, że wszystko sobie wymyślamy. Ich wieloletni znajomi uważają ich za doskonałych ludzi, świetnych katolików (co się akurat zgadza, typowe zachowanie dla nich), wspaniałych rodziców, tylko, dzieci (mnie i siostrę) mają niewdzięczne. 
Oni nie pamiętają 
My jednak tak, tylko, że ja mam silniejszą psychikę i swoją złość umiem odwrócić w siłę: że ja jeszcze coś udowodnię.
I jestem tarczą, dla swojej siostry, bo ona tego nie potrafi.
Powrót do dzieciństwa?
Dziękuję, nie skorzystam

jeszcze jedno dodam
 to co złe obróciłam w dobre
dzięki moim rodzicom 
nauczyłam się, 
jakim rodzicem nie być
Dziękuję Wam za to
mamo i tato
mój syn też jest wam wdzięczny
Jest waszym ukochanym, jedynym wnukiem,
a dla mnie moją miłością i dumą
czyli kimś, kim bardzo bym chciała być dla was
a nigdy nie będę


2 komentarze: