niedziela, 16 lutego 2014

Czasem gdy źle ...

Czasem, gdy jest mi źle, są chwile, kiedy zamykam się przed innymi.
Nie odbieram telefonów, nie odpisuję na maile, gg i fb.
Jestem sama.
Bez telewizora, książki, laptopa.
Najczęściej wtedy idę spać.
Czasem pozwolę sobie na łzę. Nie, nie jedną, na trzy czy cztery.


I koniec, już po płaczu. Chyba się oduczyłam.
Za to ryczę jak się wzruszę. Niagara normalnie
Cuś w tym stylu wręcz


Kiedy jest mi źle, szukam rzeczy dobrych. Wiadomo, im ciężej na duszy, tym gorzej je znaleźć. Ale widocznie mam taki dar. Zawsze znajduję coś fajnego. Ktoś może mnie nazwie infantylną. Ba, nie może, nazwał mnie nie raz, nie dwa i nie trzy, ale cóż choć  miłe to nie jest, to jednak mi pozwala złapać oddech i walnąć bykiem nową przeszkodę. 
Może łatwiej mi jest, bo nie zwalam winy na innych? Myślę, że to nas osłabia. Czy czuję się sama winna? Tak, czasem tak, ale to też nie mój sposób na życie. Nie dla mnie siedzenie na tyłku i jojczenie, jak mi źle, beznadziejnie i będzie jeszcze gorzej. Szczerze? Strasznie silnie mnie to wkurza. Wkurza mnie takie podejście do życia. 
No a jak mnie wkurza, to jak mogę siedzieć i jojczeć? Swoją słabość obracam w siłę. Że nie, nie dam się, że właśnie będzie dobrze i nie ma innej opcji. 
I to nie jest przekora. Nie, stanowczo nie. Po prostu, mimo niepowodzeń mam w sobie spokój, bo wiem, że się nie poddam. Mam wiarę, która mi na to nie pozwala.
Ludzie mają tendencję do obwiniania też Boga, ba, nawet kwestionują Jego istnienie, bo cytuję "gdyby istniał to by na to nie pozwolił", albo twierdzą "że wszystko przez Niego, bo jest okrutny".
Bzdura, żeby nie powiedzieć brzydko.
Nigdy, a przynajmniej tak się mi wydaje, nie zwaliłam winy na Niego. Przeciwnie, dzięki Niemu daję radę.
Kto mnie czytał wie, że i w dzieciństwie i dorosłości (teraz) doświadczałam i doświadczam przemocy psychicznej, będąc mężatką przemocy fizycznej i psychicznej, teraz jestem najszczęśliwszą samotną matką super syna, któremu do świętości daleko i całe szczęście, bo chyba bym zwariowała. Byłam w związku z facetem, który ukrył, że jest schizofrenikiem. Dowiedziałam się tego, w bardzo okrutny sposób, kiedy choroba powróciła. Nie miałam sumienia, żeby go opuścić, jednak on nie chciał się leczyć. Kiedy wzywałam pogotowie, uciekał z domu, szukałam go razem z policją. Nie będę opisywać tego życia. To był koszmar. Ale na szczęście mogę powiedzieć był, nie jest.
Drogo zapłaciłam za ten związek, także i w sensie finansowym.
Ale i tak jestem wdzięczna także i za to doświadczenie.
Po pierwsze czegoś mnie nauczyło, sprawdziłam się w życiu, dałam radę, nie załamałam się 
A po drugie teraz, gdy problemy docisną tak, że tracę oddech i czucie w sercu, to pomyślę, że teraz jestem w swoim bezpiecznym mieszkaniu, gdzie nikt mi nie zagraża. Gdzie moje problemy byłyby jedynie procentowym dopełnieniem do mojego i mojego syna koszmaru. Wtedy czuję, że mogę oddychać i odzyskuję czucie. 
Mam siłę do następnego kroku, rodzi się kolejny pomysł i pomalutku coś owocuje.
I znów rośnie siła i przekonanie, że to co było i jest, to jedynie nauka, która pozwala na dalsze życie.
I jestem wdzięczna, bo gdyby nie te doświadczenia, to kto by mnie nauczył żyć? I czy dalej bym żyła?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz