poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Gorzko - słodko

Życie w rodzinie pozornie idealnej
Rodzice, którym udało się finansowo. Pan domu, ojciec założył własną firmę, kiedy powstawały te pierwsze, niewiadome, czy utrzymają się na rynku. Jemu się udało. Firma istnieje do dziś.
Pani domu matka - nie pracuje od 27 roku życia. Od momentu, kiedy okazało się, że w wieku 27 lat będąc w ciąży, jedną nerkę ma nieczynną, drugą ma ruchomą. Żegnała się z życiem, modląc się, aby zdążyć wcześniej urodzić córkę. Córkę, która do dziś słyszy, gdy źle, że matka z narażeniem życia wydała ją na świat. A córka niewdzięczna bo stara się mieć własne zdanie i priorytety.
W rodzinie dwie córki. Starsza, nieudana, nie pojmująca na jakich zasadach funkcjonuje świat. Patrząca na otoczenie wciąż bezradnymi oczami i druga, młodsza, która całe życie stawała do walki. O tę starszą, bezbronną, o każde słabsze istnienie.
Starsza, kochana i podziwiana przez środowiska, w których przebywała. Gdzie każdy się troszczył, aby nie płakała już, aby nie czuła się skrzywdzona. Młodsza, porównywana do diabła, ale gdy coś się działo, to młodsza była posyłana, bo nikt więcej nie miał odwagi.
Młodsza dostała w spadku od życia męża, który doskonale znalazł się w roli pana i władcy pod wpływem procentów. Na szczęście trafiło na młodszą, bo przecież ta była waleczna. I całe życie będąc tę gorszą wersją starszej, walczyła o życie swojego dziecka i swoje. Niejednokrotnie ratowana przez policję, przez obcych ludzi. Nigdy nie przez rodzinę. Nie tę pozornie idealną, bo przecież to nie pasowało do towarzystwa prezesów i ich żon.
Z drugiej strony ta młodsza, która walczyła o swoje życie, jednocześnie stawała przecież po stronie tych, którzy bronić się nie dawali rady. U niej to był odruch. Wystarczył gest, skrzywienie ust w rozpaczy, spojrzenie, a młodsza stawała na baczność i za wszelką cenę, wyśmiewana, brała potyczki na swoje barki.
Potem wystarczyło tylko dziękuję,że pomogłaś, że byłaś, że wsparłaś. Tyle wystarczyło. Głos, dotyk ręki, uśmiech. Tyle wystarczy. Więcej nie trzeba.
Jednak jednocześnie, czyjeś milczenie, brak odzewu, odwrócenie wzroku, powoduje, że młodszej wali się świat, a cała pomoc staje się tą zbędną, śmieszną, naiwną.
Przypomina się zawsze scena, gdy młodsza stając przed pijanym, zaczepiającym jej matkę typem, broniła przestraszonej rodzicielki. Siedmiolatka przeciwko pijanemu mężczyźnie (?) i oczy matki przestraszonej co będzie. Ludzie, którzy wreszcie zareagowali, kiedy typ ruszył do dziecka i ten brak strachu w małej postaci, bo ważniejsze było, że mama się boi.
Ludzie,którzy chwalili mówiąc dzielna dziewczynka i ... zimne oczy matki wbijające się jak stal w serce dziecka.
To poczucie winy, braku wartości, kiedy biegła w grubym kożuchu chwytając ją za kolana i przepraszając za swoje zachowanie. Kiedy błagała matkę, żeby nic nie mówiła ojcu, aby ten nie wyciągnął szarego plecionego paska z rzemienia i nie pokazał, jak się powinna zachować dziewczynka. I kiedy z lżejszym sercem wracała do domu, kiedy matka powiedziała do niej: dobrze, nie powiem, ale to był ostatni raz.
I wreszcie kiedy, 5 minut po powrocie do domu, ojciec zawołał ją do pokoju stojąc z szarym, plecionym paskiem w ręce...
Pomoc, miłość, współczucie, to uczucia, do których nie mamy prawa wobec obcych ludzi. W rodzinie dopuszczalna nieprzesada. W stosunku do obcych, nie związanych z rodziną: uświadamianie - jesteś naiwna, ludzie to wykorzystają, nie lubią cię, dajesz się wykorzystywać.
Natura wygrywa - nie umiem nie pomóc, zwłaszcza jak mogę, nie umiem. Gdy nie umiem, szukam pomocy.
Jest jednak coś, co powoduje, że własnie młodsza odczuwa to jako bycie nikim ważnym dla kogoś. Gdy napotka się z milczeniem.
Wraca siedmiolatka, której pomoc spotyka się z pogardą.
I te słowa: jesteś naiwna. Nikt cię nie potrzebuje i nie zauważy, gdy cię nie będzie....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz