sobota, 13 września 2014

Kulawo przez życie, ale do przodu

I stało się.
Krzyk, bum o ziemię i wielki ból.
Aż zemdliło
Głupio było leżeć na ziemi to wstałam
ale jak wstałam, to pomyślałam, że nieba liznę.
Zawołałam psy, które rozbawione, nawet nie zauważyły, że mnie skasowały z drogi, ale chyba coś tam do nich dotarło, bo Nuta, choć niechętnie, ale wróciła do mnie, zamiast zagryźć nieprzyjaciela (czyli coś latało po jej lesie i śmiało powarkiwać). Dwa psy na smyczy i zwichnięta noga - tak wyglądała droga przez mękę, czyli powrót do domu.
Byłam wściekła na siebie, że nie wzięłam telefonu. Nie miałam jak zadzwonić do kogoś, żeby przynajmniej wzięli ode mnie psy. Ja bym jakoś dolazła. Szłam i modliłam się, żeby to nie było złamanie i żebym zdołała dojść do domu. Jeszcze nigdy tam mocno nie odczułam szyszek na drodze. Ale Bóg pozwolił na to, żebym doszła. Nawet na ten czas odebrał ból.
Dolazłam do domu i zadzwoniłam po pomoc ... rodziny. Bo przecież nie jestem ubezpieczona i opieka lekarza nie jest mi dana.
Trudno, w końcu liznęłam medycynę i zajmowałam się takimi właśnie urazami, to zajęłam się sobą.
I kuśtykam na kuli przez życie i nie zamierzam być niesamodzielna. Kłopot z psami, ale na razie zajął się nimi niestety mocno przeziębiony syn. Pracuję, zaraz wyjmę pranie, jutro jadę komuś pomóc, bo jakże nie. Dam radę, bo przecież nie jestem sama.
Na razie moją towarzyszką jest ta pani


A tak w ogóle, to jesień nadal jest piękna
kawa nadal aromatyczna
a noga? Jest. Nie odpadła.
I dobrze :)


Rower mi nie grozi, ale obrazek piękny jest. Więc każdemu pięknej soboty życzę. Idę powiesić pranie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz