poniedziałek, 7 października 2013

Największa wartość - poczucie humoru

Bawiła przez lata. Swoim poglądem na życie, rzeczywistość, sąd, miłością do ówczesnej milicji, kotów, piwa. Śmiała się z innych, ale głównie z siebie. Opisywała przyjaciół, wplątywała ich w wątki kryminalne, kogoś uczyniła ofiarą, kogoś mordercą. Były i pretensje i wyrzuty, inni traktowali to z poczuciem humoru. Sięgałam po nią jak po antybiotyk, który zwalcza bakterie wywołujące paranoję dnia codziennego.
Nie pamiętam, kiedy dostałam pierwszą książkę, nie pamiętam, jaką, bo szło to seriami. Spisywałam na kartce, jakie książki mam. Kiedy zbliżała się jakaś moja uroczystość, wszyscy sięgali po tę ściągę, ciągle aktualizowaną i kupowali nowe pozycje, po czym wykreślałam te zakupione i wpisywałam te, które pojawiały się na rynku wydawniczym.
Potem nic się nie liczyło, otoczona jabłkami turlającymi się po łóżku, ja i Chmielewska. No i niekontrolowane wybuchy śmiechu. Śmiechu? Hm, mało powiedziane - rżenia. Każdy, kto przylatywał, żeby mnie uspokoić, nie mógł wyjść z pokoju, dopóki nie odczytałam fragmentu, który mnie rozbawił. Potem było rżenie zbiorowe. Pamiętam kiedyś jechałam nocą pociągiem, stałam na korytarzu, nie było za przyjaźnie. Nagle usłyszałam śmiech dziewczyny. Przez okno spojrzałam na nią. Czytała książkę. Okładka nieco mi znana. Weszłam do przedziału i zapytałam: Przepraszam - Chmielewska? Dziewczyna popatrzyła na mnie i mówi: Tak, czytam Lesia. Po chwili, dwie nieznające się zupełnie jeszcze przed chwilą dziewczyny, rżały w przedziale czytając poszczególne fragmenty. Jedno było pewne, byłyśmy bezpieczne. Kto zaczepi dwie obłąkane wariatki śmiejące się nad książką?
I zbierałam i zbierałam i zbierałam książki Chmielewskiej. Inni znaczki, kapsle, puszki po piwie, paczki po papierosach, a ja Chmielewską, moją babę do rozśmieszania.
Dziś to jedna z półek, reszta, owszem pożyczona, ale każda podpisana. Nie zginą bo wiem gdzie poszły.
Nikt nie będzie życiem ryzykował.


Dziś napisałam o swojej ulubionej pisarce, o kimś, kogo nie tylko czytałam, ale o kimś, kto pomógł mi udowodnić, że potrafię pisać. Ta wiadomość nie powinna nadejść.



 Jednak nadeszła, ale ...Nie mam jeszcze wszystkich jej książek, będę więc udawać, że nie wiem o jej śmierci. Uzupełnię swój księgozbiór. Zostanie ze mną na zawsze. 

P.S. Dziś rano pomyślałam, że poczytam sobie Chmielewską, nieważne jaki tytuł, tak samo, jak się później okazało, postanowiła moja siostra, która pożyczyła ode mnie "Wszystko czerwone". W międzyczasie przyszła ta wiadomość. 
I tak przeczytamy, tylko teraz już ze smutkiem, że nigdy więcej nie kupimy kolejnej nowości.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz