czwartek, 5 września 2013

Wiara



Wierzę. 
Wierzę nie w kościoły, nie ludzi, nie figurki. Wierzę Bogu (Jahwe), który jest żywy, nie zamknięty za drzwiami "świątyń". Tylko taki, który jest cały czas przy mnie. Którego mogę zapytać, co mam zrobić, jakie kroki podjąć. Wiem, ludzie to odbierają jak coś nienormalnego. Może nazwą dewotką. 
Nie, nie jestem dewotką. Przeciwnie człowiekiem przeciętnym, który stara się być lepszym niż jest, ale charakter i temperament robią swoje, czasem się zdenerwuję, czasem kogoś wkurzę. Ale też mam nadzieję, że mój Ojciec przeczekuje moje złości, moje szaleńcze metody rozładowywania gniewu przez nadmierne prędkości. 
Tak, prędkości. Swoją złością bym załatała dziury budżetowe. Wiem jednak, że nic mi się nie ma stać, bo nagle wbrew sobie odpuszczam naciskanie gazu i jadę już normalnie. A co ważniejsze spokojnie.
Mam wiele świadectw obecności Jego w moim życiu. 
Wiem, że nigdy się ode mnie nie odwróci. 
A ja bez wstydu i zażenowania powiem z dumą: Jestem chrześcijanką.
Co to znaczy? Najprościej mówiąc - wierzę, że przez śmierć Jezusa za moje grzechy, jestem zbawiona. Wierzą w Boga żywego.
Zrezygnowałam z kk (kościoła katolickiego). On nie uczył mnie jaki jest Bóg, on narzucał SWOJE poglądy, wymyślał sakramenty, za które bierze niezłą kasę. Ja staram się żyć wg Biblii, to mój kierunkowskaz.
Kiedyś spotkałam się z opinią ( jakież to przewidywalne prawda) pewnej pani wyznania katolickiego, która nazwała mnie sadystką, bo cieszę się, że Jezus zmarł za grzechy. Tak, cieszę się, że Jezus tak bardzo mnie kocha, że zgodził się na swoją śmierć, abym ja była zbawiona. Gdybym potraktowała to jak owa pani, Jego śmierć nie miałaby sensu. A jego cierpienie tylko mnie motywuje do tego, żeby starać się być dobrym człowiekiem. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz