wtorek, 8 lipca 2014

Równi w oczach Boga, nierówni w oczach człowieka

Wartość człowieka uzależniona od: portfela, stanowiska, pochodzenia, narodowości.
Pochodzenie i narodowość sobie odpuszczę, albo nie! Nie odpuszczę.
Jaka jest zasługa tego, kto pochodzi z rodziny lekarzy, prawników, czy innych? Żadna. Po prostu tam się urodził. Więc nie bądź dumny z siebie człowieku, bo nie Ty tego dokonałeś.
Narodowość: Rom, Czeczen, Żyd = wyeliminować?
Jakim prawem człowieku?
Swoim?
Swoje prawo możesz sobie w buty włożyć.
Zastanawia mnie jeden fenomen. Skąd właśnie u katolików, którzy doskonale znają teorię Miłuj bliźniego swego jak siebie samego, taka zajadłość do Żydów? W mojej rodzinie, w przeważającej części katolickiej (niestety), są takie jednostki, które ocierają się prawie o dewotyzm, walą różańce, aż wióry lecą, do kościółka tuptają na 45 minut pokazać, że "miłuj bliźniego swego" i " przekażcie sobie znak pokoju" na wzmiance o Żydach, dostają piany na ustach.
Dobra, zejdę z narodowości, zanim mnie zjecie.
Stanowisko i portfel - bogowie prawie każdego przeciętnego człowieka.
Kasę czcij, po trupach do celu dąż, coraz więcej i więcej zdobywaj, a potem trwoń.
Ot taka dewiza przeciętnego człowieka.
A potem płacz i zgrzytanie zębów.
A no tak, trochę nie na temat. Ale tylko trochę.
Kasa i stanowisko to wyznacznik pseudoboskości człowieka, któremu, jak mu się wydaje, należy się hołd. I któremu pozwalamy na bycie tym no, dobra, stworzę własne słowo - boskowatym.
No właśnie, pozwalamy. Bo prezesowi kłaniamy się wpół skrobiąc do jego drzwi gabinetu, a idziemy dziarsko ubłoconymi butami po świeżo umytej podłodze, którą przed chwilą umyła pani sprzątaczka.
Prezesowi szacunek, sprzątaczka niewidoczna?
Nie, tak to nie działa.
I prezesowi i sprzątaczce taki sam szacunek. Nie większy, nie mniejszy. Tacy są równi w Bogu
Facetowi w gajerku i pachnącego wodą kolońską o wartości przeogromniastej się podlizujemy, a człowieka bezdomnego i bezrobotnego omijamy wzrokiem, jak leżący śmieć na drodze?
Nie. I gajerek i bezdomny jest równy w Bogu.
Tak się zachwycamy, kiedy widzimy, że ktoś komuś bezinteresownie pomaga, że ktoś kogoś uratował i nie pławi się w samo i innych zachwycie, ale odchodzi po cichu i skromnie. Takie łzy wzruszenia wyciskają się z oczu, a zasmarkane chusteczki zwiększają stosiki wokół nas.
I choć z jednej strony cieszy, że są uczucia także w tych, którzy wymagają od nas szacunku, w tych, którzy skrobią zgięci w pół do gabinetu lekarza, w tych, którzy przeszli mijając bezdomnego i depcząc po świeżo umytej podłodze, ich wzruszenie rodzi nadzieję, że następnym razem postąpią, ach, ach, czyż mogę użyć tego słowa? Jak człowiek.
Z drugiej strony zaś, przeraża, że to, co powinno być normalne, jest chwilą do wzruszenia się.
A może zamiast się wzruszać na chwilę, zatrzymaj się przy bezdomnym i zapytaj, czy kupić mu coś do jedzenia, przejść inną stroną przez umytą podłogę, albo przejść tak, aby zabrudzić jak najmniej, a do gabinetu wejść normalnie, a nie czając się jak kot na mysz?
Wzruszenia to dobra rzecz. Ale o wiele byłyby piękniejsze, gdyby ktoś zobaczył i powtórzył to, co go wzruszyło.
Bo w Bogu wszyscy są równi. Bez względu na portfel, stanowisko, pochodzenie i narodowość.
W człowieku?
Sam sobie odpowiedz.



Bądź równy drugiemu człowiekowi, bo warto poczuć się ... człowiekiem. Obejrzyj i ... zrób tak samo.

http://www.youtube.com/watch?v=CqfCLlEdSMw&hd=1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz